wtorek, 30 września 2014

Przypomnij sobie ten smak

Wczoraj, w wyjątkowo słonecznym i ciepłym jak na wrzesień dniu skończyłam ten obraz. Jest na nim jeden z moich ulubionych motywów – sopocka latarnia morska. Zastanawiałam się czemu akurat ona? Przecież kusiła mnie już nie raz, aby ją malować w różnych kontekstach. Jest taka piękna, prosta i harmonijna. Ma w sobie dostojeństwo, spokój, ale też jakąś uśmiechniętą tajemnicę.
Dzisiaj, pewnie z racji ciepłego, jesiennego światła, przyjrzałam się dokładniej tej mojej inspiracji. I odnalazłam w pamięci  niezwykle silne, radosne wspomnienie z dzieciństwa. Taką „pocztówkę” z wakacji.
Pewnie każdy z nas ma swoje osobiste „pocztówki”. Jedna z moich wygląda właśnie tak jak ten obraz…




Sopot, wiele lat temu. Wysiadam z moim dziadkiem z kolejki SKM. Idziemy w dół „Monciaka”. Czemu tak wolno, nie możemy szybciej? – podekscytowana pytam niecierpliwie. Nie daję dziadkowi spokoju, aż do momentu, w którym wyłania się latarnia. Czuję, że jest ona zapowiedzią MORZA. W tej chwili dociera do mnie specyficzny zapach rozgrzanych, smołowanych desek mola połączony z niesioną przez wiatr wonią morskiej soli i wodorostów. Do tego coraz wyraźniejszy krzyk mew.
Zbliżamy się do latarni i już widać wejście na molo. Zapach staje się intensywny, krzyk mew bardziej donośny i ostry. Pani w małej budce przy bramce na molo czeka aż damy jej papierowy bilet kupiony wcześniej w kasie. Mogę już gnać przed siebie! Budka z lodami, pan z balonikami, drewniana żaglówka fotografa. Rytmiczny szum morza, wakacyjny gwar - jestem w bajkowym świecie dziecięcej szczęśliwości!
Latarnia jednak patrzy tajemniczo. Jest dla mnie wielką zagadką. Dziadek opowiada mi jej historię, a ja myślę czy ktoś zapali w niej światło? Zazdroszczę mewom, które mogą zajrzeć do magicznego okna na szczycie. Mam wrażenie, że ona cały czas na nas patrzy, strzeże, jak Anioł Stróż…
Idziemy dalej. Z zachwytem spoglądam na spacerujące pary, na elegancko ubrane panie w letnich kapeluszach. Aż w końcu przychodzi czas na wielką atrakcję naszej sopockiej wyprawy – lody!!! są pyszne, znakomite!!! i nieważne, że topią się i trochę ociekają po dłoniach oklejonych piaskiem…
Mają smak lata… zapisany do dzisiaj w mojej „pocztówce”, a od dzisiaj także w moim obrazie…

Sopot nie był wtedy jeszcze tak gwarny. Był bardziej kameralny i taki bajkowy. Miałam w nim poczucie przestrzeni i wolności. Dzisiaj wszystko jest inaczej. Nawet desek się chyba już nie smołuje. Tylko latarnia jest ta sama. Cały czas patrzy, strzeże. Pilnuje, żeby wspomnienia nie uciekły...

piątek, 26 września 2014

Łatwa miłość



Dwa tygodnie temu namalowałam ten obraz. Zawsze na koniec, kiedy już jestem pewna, że dokładnie tak go sobie wyobrażałam, umieszczam podpis w prawym dolnym rogu, a czasem też piszę tytuł. Nie zawsze jest oczywisty, często zastanawiam się jak nazwać, podsumować swoją inspirację. Co dopowiedzieć. To ma być moja zachęta dla odbiorcy, aby zechciał odnaleźć swoją historię w moim obrazie. Zaproszenie do rozmowy.

W tym przypadku nie miałam wątpliwości. Od razu wiedziałam, co chcę napisać. Obraz oprawiłam tak jak zawsze w szarą, drewnianą ramę i powiesiłam w Atelier na betonowej ścianie. Lubię ten moment, kiedy oświetlony, pachnący jeszcze farbą zawisa wśród innych, wcześniejszych.
Kilka dni później ktoś odwiedzający Atelier zwrócił szczególną uwagę na ten obraz i zapytał: Dlaczego taki tytuł? Zaskoczył mnie, bo w zasadzie przyjęłam go bez zastanowienia, zupełnie intuicyjnie. Przyjrzałam się kompozycji jeszcze raz i spróbowałam przeanalizować swój sposób myślenia.
Myślałam o tym od wielu tygodni. Bo właśnie wtedy pożegnałam swojego kochanego psa, przyjaciela, bliską mi istotę. Zwyczajnego mieszańca, kudłatego koleżkę, którego przygarnęliśmy wiele lat temu. Od tamtej pory był zawsze obok. Mądry, grzeczny, wyrozumiały. I bardzo cierpliwy. W biegu codziennych zajęć, nowych pomysłów, ważnych spraw, on był na miejscu. Zawsze witał z uśmiechem (ten uśmiech starałam się namalować), z radością biegł na spacer, dla zasady goniąc kota sąsiadów, który dla zasady zmykał (choć podejrzewam, że byli kumplami). Jak było bardzo kiepsko, zły dzień, jakieś zmartwienie, można się było przytulić do ciepłego futra i poczuć bicie serca.
I tak minęły lata, upływał czas. Nie zauważyłam, kiedy spacery stały się wolniejsze, koty mogły spokojnie paradować po drugiej stronie drogi, ale uśmiech pozostał na coraz bardziej siwym pysku.
Kiedy już się rozstaliśmy, wiedziałam, że muszę namalować to co czuję. Najpierw myślałam o tych tęczowych mostach, po których psy przechodzą na wesołe łąki ale potem zrozumiałam, że ten obraz powinien oddać nastrój, który mi towarzyszy, kiedy myślę o moim przyjacielu.
To taki kameralny pokój, w którym sobie siedzimy przytuleni. Jest nawet kot koleżka, który wcale nie musi uciekać. Na stoliku stoją kwiaty, które wąchaliśmy razem w ogrodzie (wielkie kichanie). Przez okno widać ptaki, które w lecie budzą nas zbyt wcześnie rano a w zimie czekają na ziarna, które razem, brodząc w śniegu zanosiliśmy do karmnika.
A to wszystko w spokoju, ciszy, łagodności. Bo to właśnie taka „Łatwa miłość”. 
Nasze ludzkie miłości bywają trudne, szalone, skomplikowane, bolesne. Ta miłość jest oczywista, łatwa. Nie wymaga tłumaczenia, kompromisów. Wtapia się w nasze życie i któregoś dnia uświadamiamy sobie, ile radości i spokoju nam dała.

Każdy z nas miewa swoją "Łatwą miłość".

poniedziałek, 22 września 2014

Dzień dobry:)



No i zaczęło się… Od dzisiaj piszę własnego bloga. Pewnie łatwo nie będzie, ale co tam! – trzeba spróbować.
Będzie to moje spojrzenie na sztukę. A może bardziej mój głos w sprawie sztuki. A może jeszcze dokładniej – moje przemyślenia, które towarzyszą mi od wielu lat, w trakcie których próbowałam wyrażać siebie za pośrednictwem moich obrazów. Za każdym razem, gdy przelewałam swoje myśli na płótno towarzyszyły mi pewne refleksje i spostrzeżenia, które samolubnie zatrzymywałam dla siebie. Teraz pragnę to zmienić i dzielić się z Wami nie tylko moimi obrazami, ale także myślami.
„Do trzech razy Sztuka” – dlaczego akurat tak? Ponieważ sztuka to nie tylko efekt końcowy pracy artysty. Sztuka dzieje się cały czas, w wielu wymiarach, rozbudza emocje, nie daje o sobie zapomnieć. Zaczyna się od inspiracji. Nigdy nie wiadomo, kiedy ją poczujemy, kiedy na nią natrafimy i gdzie ją spotkamy. Czasami inspiracja przychodzi po latach, a czasami uderza w nas tak gwałtownie, że nie oglądając się na okoliczności pragniemy ją twórczo wyrazić, przelać na płótno, na papier, odnaleźć w nutach czy słowach. Chcemy coś przekazać światu...
 
Po pierwsze - inspiracje, po drugie - wyrażanie, po trzecie - droga do ludzkich serc. Do trzech razy Sztuka...

Chcę o tym opowiedzieć
                                                              

                                                                                   Serdecznie zapraszam
                                                            
                                                                                               Magda Beneda